[…] 11 października 1982 Parlament Europejski przyjął zgłoszoną przez Pana rezolucję w sprawie nominacji Lecha Wałęsy do Pokojowej Nagrody Nobla. Niemal dokładnie rok później, 5 października 1983 Komitet Noblowski ogłosił decyzję o przyznaniu tej najbardziej prestiżowej na świecie nagrody przywódcy "Solidarności”. Czy przygotowując tę rezolucję, miał Pan przeczucie, jak ogromne, historyczne konsekwencje będzie miał ten akt dla Polski i dla Europy?
Nie, wtedy, w 1982 roku, absolutnie nie przeczuwałem, jakie mogą być konsekwencje podjętego działania. Po pierwsze nie byłem pewien doprowadzenia do uchwalenia rezolucji. Gdyby chodziło tylko o głosowanie, sprawa byłaby prostsza. Jednak przygotowanie rezolucji wymaga zebrania określonej liczby podpisów. Posłom musi się chcieć wysilić i muszą być przekonani do sprawy. Sam byłem zaskoczony, że pod rezolucją podpisało się aż 223 eurodeputowanych. Potem nie byłem pewien decyzji Komitetu Noblowskiego, bowiem kandydatów było wielu.
Czy Lech Wałęsa bez Nobla doprowadziłby do upadku komunizmu? Sądzę, że tak. Mówi się, że Nagroda Nobla była dla Wałęsy pewnym parasolem bezpieczeństwa, bo z noblistą już nie można było rozprawić się w sposób właściwy komunistom. Ja myślę, że jeszcze większy parasol bezpie-czeństwa zapewnił przywódcy "Solidarności” Jan Paweł II. Nagroda Nobla za to przyniosła jemu, "Solidarności” i przemianom w Polsce światowy rozgłos.
Czy przed przygotowaniem rezolucji znał Pan Lecha Wałęsę?
Tak, dość dobrze. Poznaliśmy się w 1980 roku w Gdańsku. Potem rozmawialiśmy w Warszawie. Raz przyjechał po mnie na lotnisko w Gdańsku. Wsiedliśmy do samochodu. Za nami tajna milicja i przed nami również. Nie mogliśmy ich "odczepić”. Wtedy zdałem sobie sprawę, jak łatwo w Polsce być korespondentem zagranicznym i jak trudno być opozycjonistą.
Był Pan pierwszym dziennikarzem, któremu udało się przeprowadzić wywiad z Janem Pawłem II. W wielu swoich wypowiedziach podkreślał Pan zasługi polskiego papieża w obaleniu komunizmu. Czy były one większe niż Lecha Wałęsy?
Do obalenia systemu komunistycznego niezbędni byli
obaj. Jeden nic by nie osiągnął bez drugiego. Nie tak dawno brałem udział w konferencji, na której postawiono pytanie: który z tych dwóch bohaterów XX wieku za 50 lat będzie bardziej pamiętany? Większość uczestników wskazywała papieża. Ja jednak stawiam na Lecha Wałęsę. Papieży jest wielu i nie wiadomo, czy któryś kolejny nie przyćmi "naszego” Jana Pawła II. A przywódca wielomilionowego ruchu związkowego, który obalił zbrodniczy system, był jeden. […]
Ewa Piłat, Dziennik Polski (fragm.)
Jaś Gawroński – włoski polityk polskiego pochodzenia, do 2009 roku poseł do Parlamentu Europejskiego, członek frakcji Europejska Partia Ludowa, skupiającej polityków o poglądach umiarkowanie konserwatywnych, chadeckich i demokratycznych. B. korespondent “Il Giorno” w Warszawie. Syn ostatniego przedwojennego ambasadora RP w Wiedniu, Jana Gawrońskiego, oraz działaczki społecznej i konspiracyjnej, Luciany Frassati-Gawrońskiej (m.in. wywiozła z okupowanej Warszawy na Zachód żonę gen. Władysława Sikorskiego).